Czego nie nosić mając dziecko?

Cześć!

Ten wpis zdecydowanie nie ma na celu pokazania minusów macierzyństwa. Nie chce też narzekać. To taka moja subiektywna lista rzeczy, z których rezygnuję ze względu na swoją wygodę i bezpieczeństwo malucha.


Rozpuszczone włosy, bardziej ze względu na swoje bezpieczeństwo. Syn uwielbia ciągnąć mnie za włosy i każdy luźny kosmyk prowokuje go do szarpania. Gdyby nie gumka do włosów to byłabym już łysa.

Buty na gigantycznych obcasach. Tylko czasami sobie na nie pozwalam. Na co dzień przeraża mnie pchanie wózka lub co gorsza noszenie syna na ponad 12cm szpilce.

Krótkie spódniczki, chociaż nigdy nie byłam ich specjalną fanką. Teraz założenie miniówy jest praktycznie niemożliwe. Ganianie syna w spódnicy mini? Hmmm ciekawy widok…

Biżuteria, szczególnie wiszące kolczyki, bransoletki i naszyjniki. Uwielbiam, ale zakładam tylko na większe okazje. Już kilka łańcuszków syn mi zerwał. Uszy na razie całe, ale nawet małe sztyfty budzą zainteresowanie syna.

Łatwo gniotące się ubrania to koszmar. Wystarczy chwilę ponosić syna i wyglądam jakbym pokłóciła się z żelazkiem.

Ubrania z naklejanymi koralikami, dżetami i innymi takimi. Syn uwielbia je skubać, a oderwane od razu trafiają do buzi. Strach by się nie zadławił, a i ubrań szkoda.

Okulary, tak jestem ślepa jak kret. Na co dzień noszę soczewki kontaktowe, ale wieczorem, czy z rana można zobaczyć mnie w okularach. A właściwie już nie można, bo jak syn zobaczy je tylko na moim nosie to od razu ściąga i rzuca na podłogę. Jeśli ktoś nosi okulary na stałe mały nie interesuje się nimi, ale jeśli ktoś nosi sporadycznie… okulary bójcie się.

Dodałybyście coś do listy?

Pozdrawiam 
Madame B


Share:

get this widget